piątek, 20 lipca 2012

Wędkarzu obudź się !

Z roku na rok przybywa miłośników wędkarstwa. Cieszę się, że coraz więcej ludzi chce spędzać wolny czas na łonie przyrody. Nad wodą, pośród spiewu ptaków i wieczornego rechotu żab. Coraz więcej Polaków chce odpoczywać w ciszy, szukając miejsc nad wodą obfitującą w różne gatunki ryb. Martwi mnie jednak, że takich miejsc jest w naszym kraju coraz mniej. Tak samo jak coraz mniej jest ryb w naszych rzekach i jeziorach. PZW twierdzi, że populacja ryb zmniejsza się na skutek działań kłusowników. I z tym stwierdzeniem się zgadzam, przy czym największym kłusownikiem jest właśnie PZW. Właściwie PZW powinien zmienić nazwę na PZJ. Polski Związek Jeleni. Gdyż zrzesza "jeleni" ( bez obrazy wędkarskiej braci), którzy płacą niemałe składki, a w zamian nie dostają nic. Jak podaje pismo "Polityka", na czele Polskiego Związku Wędkarskiego stoi niezmiennie od 1989 roku jeden człowiek. Generał Eugeniusz Grabowski, były redaktor naczelny tygodnika " W służbie narodu" i pracownik resortu spraw wewnętrznych. Około 100 milionami złotych rocznie obraca związek zrzeszający 650 tys. wędkarzy. Pieniądze te to nie tylko wpływy ze składek, zezwoleń i kar. Głównym żródłem dochodu PZW są masowe odłowy gospodarcze. Okazuje się, że uzytkowanie ponad 200tys. hektarów rzek, jezior i zalewów moze byc bardzo intratnym biznesem. My zwykli, szarzy członkowie PZW ( lub jak kto woli "jelenie")nie mamy nic do powiedzenia. Nie mamy wpływu na to, że gopodarstwa rybackie odławiają tony ryb. Że stosują naganne metody połowów, jak np. prąd lub zaciąganie niewodów ( sieci obciążone łańcuchem, przeciągane od brzegów do środka jeziora). W ten sposób niszczone są nie tylko ryby, ale i tarło. Mazury są wytrzebione z ryb !!! Nie lepiej jest także w polskich rzekach. Wszystko wskutek nadmiernych odłowów gospodarczych. Zarybianie wód przez PZW jest tylko fikcją. Nikt tego nie kontroluje. PZW potrafi tylko uprzykrzać życie swoim członkom, coraz to bardziej restrykcyjnymi przepisami lub koniecznością wypełniania rejestrów połowów. Za wpłacone składki mamy coraz mniej miejsc do wędkowania i coraz mniej ryb w wodach. Wędkarz karany jest za złowienie niewymiarowej ryby lub przekroczenie limitu połowów. Rybaków z PZW to nie dotyczy. Mało tego praktykowane sa odłowy w okresach ochronnych. Drugim aspektem takiej grabieżczej gospodarki rybackiej jest jej wpływ na rozwój ( a raczej jego brak) regionów turystycznych. Sfrustrowani wędkarze, po kilku dnich nieudanych połowów i wrzuceniu tony zanęt do wody zaczynają szukać innych miejsc. Głównie na obfitujących w rybę łowiskach zagranicznych. Zastawy ustawiane przez rybaków z PZW na jeziorach i w zatokach nie pozwalają na przepłynięcie łódką lub żaglówką. W ten sposób ograniczana jest turystyka wodniacka.
Na Mazurach lub Suwalszczyźnie to właśnie turystyka może być motorem rozwoju. Cóż kiedy dzięki PZW jest coraz mniej miejscówek na wakacyjne wypady wędkarskie. Wędkarze obudźmy się!!! Popierajmy inicjatywy samorządów i kół wędkarskich mających dość rabunkowych praktyk zarządu PZW. Wody krajowe są dobrem publicznym, a nie dobrem jednego użytkownika. Z pozdrowieniem dla wszystkich wędkarzy i miłośników natury Artur Gałka

1 komentarz: