niedziela, 23 października 2011

Być ponad chmurami - Tatrzańska Łomnica

autor Artur Gałka
Jezioro Rożnowskie, Dunajec, Poprad, te wspaniałe zbiorniki wodne zapewnią nam wiele wędkarskich przeżyć. Każdy dłuższy pobyt w tych okolicach można jednak urozmaicić odwiedzając wiele atrakcyjnych miejsc. Trudno się oprzeć chociażby wypadowi na niezbyt odległą Słowację. Wędrówka po górach może być wspaniałym przerywnikiem naszych długich, wędkarskich zasiadek. Tym bardziej, jeżeli będziemy mogli obejrzeć panoramę Wysokich Tatr będąc wysoko ponad sklepieniem chmur. To zapewnić nam może wycieczka do Tatrzańskiej Łomnicy i wjazd kolejką na Łomnicki szczyt, wznoszący się 2634 m.n.p.
Będąc w okolicach Nowego Sącza możemy wybrać się do Piwnicznej-Zdrój, a stamtąd już tylko 64km do Tatrzańskiej Łomnicy. Pod stację kolejki dojechać możemy samochodem lub dojść pieszo. Trasa kolejki : Tatrzańska Łomnica - Skalne Pleso, z międzystacją START ( kolejka kabinowa), Skalne Pleso - Łomnicki Szczyt ( kolejka wisząca ). Koszt wjazdu na sam szczyt to około 39 euro wraz z powrotem ( koszt dla osoby dorosłej). Decydując się na zejście piesze ze Skalnego Pleso zaoszczędzimy 5 euro.
Już sam wjazd i pobyt na stacji Skalne Pleso (1751m.n.p.) da nam niepowtarzalną możliwość podziwiania pięknych widoków i obcowania z surową, górską przyrodą. Na Skalnym Pleso znajdziemy małe, górskie jeziorko, z krystalicznie czystą wodą. Jest tam również górskie obserwatorium.
Na zmęczonych i zgłodniałych turystów czeka restauracja, w której można zamówić smaczny posiłek z tradycyjnej słowackiej kuchni. Polecam naprawdę dobrą kwaśnicę. Dla lubiących piesze wycieczki kuszącym wyzwaniem będzie piesze zejście w dół do Tatrzańskiej Łomnicy. Możemy tu wybrać dwa szlaki: trudniejszy lub łatwiejszy.
Dla wytrawnych górskich turystów czas zejścia to około 2 godziny. Niedoświadczeni potrzebować będą od 3 do 4 godzin. Jeszcze większą satysfakcję daje wspięcie się górskim szlakiem na Skalne Pleso.
Dobre rady: - chętni na piesze zejście lub wejście na Skalne Pleso powinni zaopatrzyć się w dobre obuwie, odpowiednie do górskich wycieczek ( do kostek, na grubej, antypoźlizgowej podeszwie) - decydując się na wjazd na samą górę, czyli Łomnicki Szczyt należy ciepło się ubrać. Nawet w lecie ciepła czapka i zimowa kurtka nie będzie przesadą. - chcąc podziwiać widoki z Łomnickiego Szczytu starajmy się wybrać ładny, bezchmurny dzień.

piątek, 21 października 2011

Jezioro Rożnowskie - gdzie się zatrzymać?

Spośród wielu miejscowości znajdujących się nad jeziorem Rożnowskim w szczególności przypadł mi do gustu Gródek nad Dunajcem. Miejscowość dość sympatyczna. Gródek powstał w XIV wieku. Sama nazwa Gródek wywodzi się od jednego z grodów, zamków, których zadaniem była obrona doliny Dunajca.
Właśnie ten zamek w XIV wieku należał do trzech braci: Stanisława, Andrzeja i Jana ze Słupca. W 1410 roku jego właścicielem został arcybiskup Piotr z Kurowa. Ruiny zamku znajdują się na "Małpiej Wyspie" na Jeziorze Rożnowskim. Wcześniej było to wzgórze, które po sztucznym utworzeniu jeziora w 1942 roku stało się wyspą. Wyspa stanowi rezerwat ptactwa wodnego. Podobno nawet gniazda na wyspie mają orły.

Miłośnicy rekraacji wodnej znajdą tu wypożyczlnie sprzętu. Łodzie, skutery, rowery wodne,kajaki. Wędkarze nie będą narzekać na brak stanowisk wedkarskich czy to w samym Gródku, czy też w jego okolicach, np.: w Bartkowej-Posadowej. Proponuję jednak dobrze zaopatrzyć się w akcesoria wędkarskie i ewentualnie zapas zanęt, gdyż tutejszy sklep wędkarski nie ma do zaoferowania zbyt wiele.

Nie można jednak narzekać na zaopatrzenie sklepów spożywczych. Z zakupami nie będzie tu najmniejszego problemu. Jest spory sklep samoobsługowy i kilka mniejszych sklepików.
Posiłki - do wyboru mamy kilka fajnych restauracji, gdzie można zjeść naprawdę smacznie i całkiem niedrogo.
Baza noclegowa - wybór mamy tu dość szeroki. W końcu to miejscowość wypoczynkowa. W zależności od zasobności naszych kieszeni możemy wybierać od pojedyńczych pokoi, małych domków letniskowych, zakwaterowania w pensjonatach po wynajem całych domów położonych nad samym jeziorem.
W szczególności polecam pensjonat "Cztery Pliszki". Bardzo miła obsługa. Można tu również dobrze zjeść, a do dyspozycji jest łódź motorowa, bilard, internet i jacuzzi. Pokoje bardzo dobrze wyposażone. Pensjonat znajduje się bardzo blisko wody. Wystarczy przejść przez ulicę.
Dla wybierających wersję tańszą po sąsiedzku znajduje się pensjonat "Woblerek". Również położony blisko wody. Idealny dla wędkarzy chcących mieć dobrą bazę wypadową na wyprawy po jeziorze.

Dla turystów nie mogących żyć bez muzyki,tańca i dobrej, nocnej zabawy dobra wiadomość. W Gródku nad Dunajcem znajdziecie wspaniałą,nowoczesną jedną z większych w okolicy dyskotek, gdzie odbywają się naprawdę fajne imprezy.

Pozdrawiam i polecam ten zakątek naszego kraju.

czwartek, 20 października 2011

Na ryby w małopolskie - Jez. Rożnowskie

autor Artur Gałka

Jezioro Rożnowskie jest sztucznym zbiornikiem wodnym. Powstał on w wyniku spiętrzenia wód Dunajca w obrębie Pogórza Rożnowskiego. Powierzchnia jeziora to 16 kilometrów kwadratowych, a głębokość dochodzi do około 31 metrów. Jezioro jest bardzo atrakcyjnym zbiornikiem wodnym tak dla miłośników sportów wodnych jak i wędkarstwa.
Urozmaicona linia brzegowa zapewnia dużo miejsca do wędkowania. Znajdziemy tu wiele ciekawych stanowisk wędkarskich, czy to na odkrytych skałkach, czy też na łagodnych brzegach. Dla wędkujących z łodzi proponuję zrobić rekonesans z ehosondą w poszukiwaniu wypłyceń i półek. Wędkarze nie powinni narzekać tu na brak różnorakich gatunków ryb.
Przeważające gatunki to leszcz, płoć i okoń. Na obfite połowy tych gatunków ryb możemy na pewno liczyć w okresie wiosennym. Sztandarową rybą jeziora Rożnowskiego jest sandacz. Złowiono już sztuki, których waga dochodziła do 12kg. Okres dobrych połowów od czerwca do późnej jesieni. Jezioro Rożnowskie może też być rajem dla karpiarzy. Można tu złowić naprawdę spore sztuki. To jednak nie wszystko. W wodach jez. Rożnowskiego możemy też złowić szczupaki, sumy, węgorze, głowacice, bolenie, klenie, brzany i liny.
Jakie przynęty i zanęty? To oczywiście zależne jest wielu czynników. Temperatury, okresu połowów, intensywności żerowania ryb, etc. W tym sezonie karpie i brzany łapano na makaron z dodatkiem świeżego, wyciskanego czosnku. Jednak zastosowanie białych i czerwonych robaków lub rosówek też przyniesie niezłe efekty. Zresztą każdy z wędkarzy ma swoje sposoby na zbadanie łowiska i dopasowanie najskuteczniejszej zanęty i przynęty.

Pozdrawiam i połamania kija

Morskie przygody - Nie każdy jest wilkiem morskim

autor Artur Gałka
Rześki, letni poranek w nadmorskiej miejscowości. Na dobre już zaświtało, lecz ulice były jeszcze puste. Wszyscy odsypiali atrakcje wakacyjnych nocy. Jedynie wąską, przyportową uliczką dziarsko maszerowało dwóch mężczyzn. Pomimo letniej pory ubrani byli w ciepłe, nieprzemakalne kurtki i gumowe buty do kolan. W porcie rozejrzeli się przez chwilę, po czym pewnym krokiem weszli na jeden z przycumowanych kutrów. Szyper powitał pierwszych uczestników morskiej wyprawy. Do wypłynięcia pozostała jeszcze godzina. Spokojnie zajęli miejsca na rufie kutra i jeszcze raz przejrzeli swój sprzęt. Solidne, morskie wędziska i pudła z przywieszkami, pilkerami i wszystkimi akcesoriami przydatnymi przy połowie dorsza. Piotr był juz weteranem dorszowych połowów. Dla Marcina był to dziewiczy rejs. Zeszli pod pokład na łyk gorącej kawy. Marcin za radą doświadczonego kolegi zażył 2 tabletki lokomotivu. Choroba morska nie wybiera.
Wypłynęli punktualnie o wyznaczonej porze. Około 15 wędkarzy prześcigało się w opowieściach o swoich morskich zdobyczach i wspaniałych przynętach jakie stosują. Na pierwsze łowisko płynęli godzinę. Znad sterówki rozległ się jeden sygnał syreny. Znak, że można rozpocząć łowienie. Wszyscy jak na komendę zarzucili swe zestawy w morską toń, czekając cierpliwie, aż opadną na dno. Marcin z ciekawością obserwował innych wędkarzy. Kilka ruchów wędziskiem, podciąganie przynęty i...nic. Po kilku zarzuceniach zestawu słychać 2 sygnały syreny. Zwijać wędki. Opuszczamy łowisko. Czy ktoś wogóle złowił rybę? Marcin z Piotrem rozglądają się po kutrze. Jest jeden szczęśliwiec. Młody chłopak. Podobnie jak Marcin pierwszy raz na kutrze. Z tą jednak różnicą, że przybył bez sprzętu. Ubrany w przewiewne krótkie spodenki i białą bawełnianą koszulkę. Zupełnie jakby wszedł na kuter prosto z plaży. Jednak to on złowił pierwszego dorsza, za pomocą zdezelowanej wędki pożyczonej od szypra. Zawstydził wszystkich wytrawnych, uzbrojonych po zęby wędkarzy.
W drodze na drugie łowisko Marcin czuje się wspaniale. Statkiem lekko kołysze, jednak jemu wogóle to nie przeszkadza. Delikatna lekka bryza owiewa mu twarz. Kuter zatrzymuje się i znów rozlega się pojedyńczy sygnał syreny. Można łowić. Marcin jak poprzednio zarzuca swój zestaw blisko kutra. Podciąga. Pusto. Obok Piotr z wysiłkiem kręci kołowrotkiem. Ma rybę. Szczęśliwiec. Marcin zarzuca drugi raz. Nagle czuje na kiju porządne puknięcie. Zacina. Jest ryba. Pompuje wędziskiem, starając się jak najszybciej wyciągnąć dorsza na powierzchnię. Nie wiedział, że trzeba w to włożyć tyle siły. Na jego twarzy pojawia się uśmiech, gdy widzi na swoim zestawie zahaczone 2 sztuki. Jeden na przywieszce, drugi na pilkerze. Nieduże "bolki". Jednak takie podobno są najsmaczniejsze. Tak więc pierwsze kroki za płoty.
Ruszają na trzecie łowisko. Załoga rozdaje posiłek. Kiełbasa na gorąco, bułka i gorąca herbata. Wszyscy są w znakomitych humorach. Drugie łowisko okazało się szczęśliwe dla wszystkich uczestników tej eskapady. Jedynie wiatr wyraźnie się wzmaga. Kutrem buja coraz bardziej, fale coraz wyższe.
Trzecie łowisko nie było gorsze. Marcin wyciąga kolejne dwa dorsze. Trzeba jedynie pewnie stać na nogach, gdyż przechyły kutra są coraz większe. Przy kolejnym zarzucaniu wiatr zrywa czapkę z głowy Marcina. Ta ląduje z dala od kutra w bałtyckich wodach. No cóż, straty muszą być. Marcin zakłada kaptur na głowę i szczelnie zapina kurtkę. Jeszcze przed końcem łowienia siada na skrzyni. Czuje się dziwnie. Jakby nagle stracił wszystkie siły. Raz jest mu zimno, raz gorąco.
Dwa razy zawyła syrena. Pora wyruszyć na czwarte, podobno najlepsze łowisko. Piotr obserwuje bladego jak ściana Marcina. Ten siedzi ze spuszczoną głową i zamkniętymi oczyma. Nie reaguje na nic. Wyraźnie dopadła go morska choroba.
Gdy dopłynęli na ostatnie łowisko Marcin z wysiłkiem wstaje z miejsca. Bierze wędzisko i ... odkłada je z powrotem. Siada i znów spuszcza głowę. Nie może patrzeć na rozkołysane morze. Wszyscy wokół łowią ryby. Słychać okrzyki radości i śmiechy. A on nie ma siły nawet stanąć na nogi. Jest mu niedobrze i potwornie gorąco. Jeszcze na łowisku wiatr wzmógł się nie na żarty. Zaczął padać deszcz, a fale przelewały się przez pokład.
Pogoda wyraźnie się popsuła. Wracali do portu. Większość wędkarzy trzęsła się z zimna. Nie dla wszystkich starczyło miejsca pod pokładem i w sterówce. Ci, którzy pozostali na pokładzie dygotali i byli przemoczeni. Jedynie Piotr z Marcinem nic sobie nie robili z tej pogody. Piotr, gdyż był odpowiednio ubrany. Marcin, gdyż czuł się tak fatalnie, że było mu wszystko jedno. Nawet rozpiął kurtkę, gdyż czuł, że jest mu gorąco, a pot spływa mu po plecach. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwował tylko przelewającą się wodę przez pokład i członka załogi filetującego złowione ryby. Na nim taka pogoda nie robiła żadnego wrażenia.
Po kilku godzinach byli w porcie. Marcin czuł się już lepiej. No, może nie moralnie. Połowę wyprawy przechorował, tracąc najlepsze łowisko. Złowił ze wszystkich najmniej dorszy. Jedynie honorowo nie oddał nic Neptunowi. Nie był nawet pewien czy chciałby wypłynąć drugi raz. Mimo zacięcia wędkarskiego i wspaniałego uczucia ogarniającego go przy holowaniu ryby, sądził, że morze jest jednak nie dla każdego.
Zwycięzcą wyprawy okazał się młody chłopak, który jako pierwszy złowił rybę. Na szyprową wędkę i obdrapanego pilkera wyciągnął najwięcej dorszy.

Marcin z Piotrem zmęczeni wrócili na pole namiotowe. Każdy z nich szybko zasnął, a ich żony usmażyły złowione dorsze. Przynajmniej będą mieli porządne śniadanie.
Rano okazało się, żę usmażone dorsze porwała w nocy kuna, zwabiona zapachem ryby.

środa, 19 października 2011

Zegrze-Rybaki upadek wędkarstwa

autor Artur Gałka



Jadąc z Warszawy w kierunku Pułtuska skręcam w Zegrzu pod mostem w lewo. Znajduję się w Zegrzu Południowym. Moje ulubione miejsce Zegrze Rybaki. Po prawej mijam stanicę wedkarską PZW nr. 13. Jadę dalej wzdłuż wału i zatrzymuję sie na wysokości jednego z wielu stanowisk wędkarskich. Cisza, spokój i pewność złapanej ryby. Dla preferujących wędkowanie z brzegu nie zabraknie płoci, wzdręgi, leszcza, a trafi się i karp. Dla wedkarzy o zacięciu spiningowym polecam połów z łodzi. Na pewno trafi się okoń, szczupak lup sandacz......Tak opisałbym to miejsce kilka lat temu.
Dzisiaj jest to odwrotność tego opisu. O ile jeszcze 2 lata temu uważałem, że PZW, a szczególnie stanice w Zegrzu Rybakach szanują tylko wędkarzy wypożyczających łodzie, to dziś uważam, że nie zależy im na żadnych miłośnikach wędkarstwa. No, może tylko w momencie wnoszenia opłat składkowych. Swą wędkarską przygodę zaczynałem właśnie w Zegrzu Rybakach. Wtedy były tam jeszcze raki. Z roku na rok obserwuje upadek tego miejsca. Już 2 lata temu trzeba było samemu przygotowywać sobie stanowisko wędkarskie. Wszystko zarośnięte. Łowisko z każdym rokiem coraz bardziej wypłycone, nie oczyszczane, zarośnięte. W tym roku byłem tam 2 razy. Efekt : 4 karasie. Jednak marny efekt połowów przyjąłbym spokojnie. Z równowagi wyprowadził mnie hałas na wodzie. W miejscu, które jeszcze kilka lat temu było ostoją wędkarstwa roiło się od motorówek z narciarzami wodnymi i skuterów wodnych. Pływali pomiędzy łodziami wędkarskimi nic sobie nie robiąc z podstawowych zasad bezpieczeństwa na wodzie. Przy brzegu urządzili sobie miejsce na odpoczynek, co chwila prując wodę hałaśliwymi silnikami. Zero odpoczynku. Smród, hałas i zwątpienie.
Co na to PZW? Czy związek zrzeszający wędkarzy potrafi tylko pobierać składki? Gdzie dbałość o łowiska i prawa wędkarzy?
Pomimo wielu reklam promujących jez. Zegrzyńskie jako eldorado dla wędkarzy, szczerze tego miejsca nie polecam. A do PZW pytanie: czy PZW jest dla wędkarzy czy na odwrót? Skoro mam opłacać składki i w obrębie stanicy wędkarskiej wąchać smród skuterów wodnych ( nie mówiąc o zaniedbanym łowisku)to może lepiej wydać ta pieniądze na łowisko prywatne?

Z pozdrowieniami dla wędkarskiej braci.

Sprzęt początkującego wędkarza -cz.I - WĘDZISKA

autor Artur Gałka

Zaden doświadczony wędkarz nie powie, że istnieje wyposażenie wędkarskie uniwersalne, dopasowane do każdej metody połowu, warunków łowiska, gatunku i wielkości ryby jaką chcemy złowić. Ze względu na powyższe czynniki sprzęt wędkarski uległ głębokiej specjalizacji. Wędziska, kołowrotki i cały osprzęt dostosowane są m.in. do połowów karpiowych, spiningowych, morskich , czy muchowych.
Każdy z nas pamięta jednak początki swej wędkarskiej przygody. Moją pierwszą wędką był tani kij z włókna szklanego kupiony w zestawie z kołowrotkiem, spławikami, ciężarkami i haczykami na gotowych przyponach. Jedyną znana mi metodą wędkowania była metoda spławikowa. Miejsce do wędkowania wybrałem dobrze choć zupełnie nieświadomie. Do małej, wypłyconej zatoczki, okolonej trzcinami i kaczeńcami chętnie podpływały piękne płocie i stada dużych leszczy zwabione zapachem zanęty. Tak więc wędka służyła mi do holowania wzdręg, płoci jak również trzy kilowych leszczy. W późniejszym okresie tę samą wędkę wykorzystywałem do połowów gruntowych i spiningowych.
WĘDZISKA
Dokonując zakupu pierwszej wędki nie sugerowałem się jej parametrami.
Powód był prosty: nie miałem na ten temat najmniejszej wiedzy. Mój wybór był ze wszech miar przypadkowy, jednak adepci wędkowania powinni wiedzieć o kilku czynnikach charakteryzujących dzisiejsze wędziska. Uogólniając wędki możemy podzielić na 5 rodzajów: gruntowe, spiningowe, spławikowe, muchowe i podlodowe. Jedną z głównych cech kija jest jego akcja, czyli stopień ugięcia pod obciążeniem. Wyróżniamy tu wędziska o akcji szczytowej, środkowej i parabolicznej. Podczas holu ryby za pomocą wędki o akcji szczytowej ugina się górna część kija, czyli szczytówka. Wędki takie zazwyczaj stosowane są do połowu ryb spokojnego żeru. Akcja środkowa oznacza iż pracuje głównie środkowa część wędziska.Wędki o akcji środkowej doskonale sprawdzają sie przy połowach dużych ryb. Kije o akcji parabolicznej wykorzystywane są do połowów ciężkich, szczególnie dużych okazów ryb ( sum, szczupak, karp). Służą też do dalekich wyrzutów ciężką przynętą. Kij o akcji parabolicznej pracuje na całej długości i może uginać się aż do uchwytu.
Drugą ważną cechą charakteryzują wędzisko jest jego masa wyrzutowa. Określa ona minimalny i maksymalny ciężar wyrzutu. Ciężar minimalny informuje nas, że poniżej jego wartości wyrzut przynęty może nie być efektywny. Rzucanie ciężarem większym niż wartość maksymalnej masy wyrzutowej może spowodować uszkodzenie wędziska. Oczywiście podane na wędce wartości ciężarów wyrzutu są orientacyjne i niewielkie ich przekroczenie ( np. o 20g) przy umiejętnym zarzuceniu nie będzie błędem.
Inne cechy wpływające na cherakterystykę wędki to m.in.:
-rodzaj i ilość przelotek. Na początek polecam wędki z min. 5 przelotkami na podwójnej, wysokiej stopce ( mokra żyłka nie przykleja się do wędziska)
- długość wędziska
- ciężar własny wędziska. Należy wybrać stosunkowo lekki.
- kwestia transportu wędziska. Mamy do wyboru wędki składane i teleskopowe.
Wybór odpowiedniego wędziska, jest ostatecznie i tak kwestią gustu. Początkującym wędkarzom polecałbym jednak wędki zwane często uniwersalnymi. Wędzisko takie może służyć do połowów gruntowych jak i spławikowych. Może to być wędka o długości ok. 3 metrów, o środkowej akcji, o ciężarze wyrzutowym od 20 do 80 gram, z minimum 5 przelotkami na podwójnej, wysokiej stopce.

Kulki proteinowe na karpie

Kulki proteinowe sprawiły, że łowienie karpi przestało być tylko wędkarstwem dla koneserów. Dzięki kulkom stało się ono sportem bardzo popularnym.

Jeszcze dwadzieścia lata temu połów karpi był zarezerwowany tylko dla wybranych, którzy strzegli swoich tajemnych metod, szczególnie co do rodzaju używanych przynęt. W sprzedaży nie były wtedy dostępne gotowe przynęty na karpie. Każdy amator łowienia karpi miał swój przepis na zrobienie przynęty, zazwyczaj z dziwnych składników.

Przy połowie karpi dużym problemem były mniejsze ryby, które podjadały przynętę. Aby temu zapobiec amatorzy karpi wpadli ma pomysł użycia surowego jajka do związania składników mieszanki. Po jej sformowaniu w małe kulki wrzucano je na chwilę do wrzącej wody. Tworzyła się wtedy twarda warstwa zewnętrzna. Ta zaś skutecznie zniechęcała niepożądane ryby – i tak powstała kulka proteinowa.

Z początkiem lat osiemdziesiątych, zaczęto produkować kulki na szeroką skalę. Gotowe

i dostępne w sklepach wędkarskich kulki proteinowe, we wszystkich możliwych kolorach

i smakach, stały się najpopularniejszą przynętą używaną przez karpiarzy.

W miejscach częstych połowów pojawiają się takie ilości kulek, że po pewnym czasie okazuje się, iż są one podstawowym pożywieniem karpi w danym zbiorniku. W skrajnych przypadkach kulki wpływają na tempo wzrostu ryb tego gatunku. Z sezonu na sezon karpie szybciej przybierają na wadze niż w innych wodach.

Jednak na niektórych łowiskach zakazano używania kulek. Zostały tam wrzucone takie ich ilości, że duża ich część, nie zjedzona przez ryby, opada na dno, gnije i zanieczyszcza wodę.

Zadeklarowani karpiarze robią kulki własnoręcznie. Są one wtedy zdecydowanie tańsze,

a także ich ilość dokładniej będzie odpowiadać aktualnym potrzebom. Dla mniej zaciekłego karpiarza produkowane kulki proteinowe w zupełności wystarczą. Nie otwierane i trzymane w chłodnym miejscu można przechowywać nawet kilka miesięcy. Kulki z otwartego opakowania najlepiej zamrozić, ale tylko jeden raz.

Podstawowym składnikiem kulek są: jajko, substancje wiążące oraz wszelkiego rodzaju mieszanki złożone z protein, węglowodanów, tłuszczów, minerałów i witamin. Według jednej teorii karpie rozpoznają wartości odżywcze powyższych składników. Nawet jeżeli jest to tylko przypuszczenie, prawdą jest, że to właśnie smak i kolor przyciąga karpie. Smak i zapach zdaje się być ważniejszy od koloru, ponieważ kulki osiadają w mule na dnie. Karpie na ogół znajdują tam pożywienie używając węchu. Intensywny smak mięsa, ryb i owoców to sprawdzone przynęty na karpie. Wiedza, jakiego rodzaju przynęta najlepiej się sprawdza, pochodzi z drugiej ręki, lub z własnego doświadczenia.

W wodach, gdzie często stosuje się kulki, karpie są tak do nich przyzwyczajone, ze wystarczy wrzucić 20-30 sztuk w pobliżu haczyka. Jeżeli jest to miejsce, gdzie rzadko używa się tej przynęty, trzeba wrzucić kilkaset kulek i czekać znacznie dłużej na rezultaty.

Za każdym razem kiedy złapie się karpia trzeba dorzucić jeszcze parę kulek. Jeśli jest to silnie zarybiona i pozbawiona pożywienia woda, wtedy opłaca się rzucić i dwa razy tyle. Lepiej jest zawieszać kulki na zestawie włosowym niż na haczyku. Zastosowanie takiego zestawu zwiększa szansę złapania karpia. Ryba połyka kulkę wraz z haczykiem, a kiedy usiłuje wypluć przynętę, grot haczyka wbija się rybie w podniebienie. Żeby karp szybciej zauważył przynętę należy użyć kulek pływających, utrzymywanych nad zanęconym miejscem za pomocą śrucin na przyponie. Aby kulki unosiły się nad dnem, należy podgrzać je

w mikrofalówce w najwyższej temperaturze. Można je także delikatnie opiekać na grillu lub w piekarniku.

http://rex-taakaryba.blogspot.com

-------------------------------------------

Artykuł: Kulki proteinowe na karpie pochodzi z serwisu www.wieszak.net

-------------------------------------------


O Autorze

http://rex-taakaryba.blogspot.com

Dlaczego warto wędkować ?

autor Artur Gałka

W czwartkowe popołudnie zaczynam pierwsze przygotowania. Przegląd sprzętu i wszystkich niezbędnych akcesoriów.Już wtedy ogarnia mnie lekkie podniecenie związane z planowaniem wędkarskiej wyprawy.
W piątek wychodząc z pracy wiem, że zbliża się ta upragniona chwila. Dla mnie weekend już się zaczął, ale kiedy wreszcie zarzucę wędki? Od domu dzieli mnie kilka kilometrów. Po drodze kupuję przynętę i czym prędzej pakuję wszystkie przygotowane wcześniej rzeczy do samochodu.
W miarę zbliżania się do wody coraz więcej pytań zaprząta moje myśli. Czy moje stanowisko będzie wolne? Jaka przynęta sprawdzi się przy dzisiejszej pogodzie? Czy poziom wody obniżył się od ostatniej niedzieli? Czy wziąłem kartę wędkarską?....stop! Jestem na miejscu. Stanowisko jest wolne. Czym prędzej przenoszę sprzęt na brzeg rzeki. Mieszam zanętę, zbroję wędki, zakładam przynęty na haczyki. Daleki wyrzut i świst kija przecinającego powietrze. Wędki starannie ustawiam na podpórkach. Dopiero teraz rozkładam swój wędkarski fotel. Zagłębiając się w nim czuję jak ogarnia mnie spokój i zaczyna się wymarzony czas relaksu. O ile wyciągnięcie ryby na brzeg jest celem każdej wędkarskiej wyprawy, to całą kwintesencją wędkarstwa jest dla mnie właśnie ta jedyna chwila kiedy po zarzuceniu wędek spokojnie siadam w fotelu i oczekując na branie mogę obcować z całą otaczającą mnie przyrodą.
Uwierzcie mi, wędkowanie to nie tylko łowienie ryb. Szum trzcin, świergot ptaków, podpływające kaczki i łabędzie, przepływający pod powierzchnią wody okoń, zaskroniec wygrzewający się na kamieniu, ważka siedząca na szczytówce wędki, ciepłe promienie słońca ogrzewające twarz to tylko niektóre z rzeczy, które można ujrzeć, usłyszeć i poczuć na wodą. I wystarczy 10 minut takiego "odsapnięcia" w otoczeniu przyrody by człowiek mógł zapomnieć o wszystkich kłopotach i stresach po całym tygodniu pracy.
Oczywiście nie zawsze jest ta chwila na odpoczynek. Często przygotowując drugą wędkę widzę, że na pierwszej jest juz branie. Wiem wtedy, że upajanie się przyrodą muszę odłożyć na później. W zamian mam za to dreszczyk emocji związany z zacięciem i holowaniem ryby do brzegu i satysfakcję z jej wyciagniecia.

I jest to ta opcja lepsza. Opcją gorszą jest zastanie zaśmieconego stanowiska wędkarskiego. Niestety na naszych polskich wodach zdarza się to coraz częściej. Wtedy swój wędkarski weekend rozpoczynam od zbierania śmieci pozostawionych przez spacerowiczów i nieokrzesanych miłośników grillowych spotkań nad wodą. Jednak dbanie o przyrodę to także jeden z aspektów wędkarskich eskapad. Skoro prawo i nawyki społeczeństwa pozostawiają wiele do życzenia w tym temacie, to przynajmniej my wędkarze pokażmy iż dbałość o środowisko naturalne leży nam na sercu.
Przejdźmy jednak do rzeczy bardziej przyjemnych. Z wypraw wędkarskich najbardziej lubię te kilkudniowe. Z kilku powodów. Po pierwsze szanse na złowienie taakiej ryby są wieksze.
Po drugie dochodzi cała dość przyjemna otoczka związana z biwakowaniem. Noc spędzona w namiocie lub pod rozgwieżdżonym niebem, szukanie opału i wreszcie spędzenie kilku godzin przy wieczornym ognisku, tym bardziej przyjemne jeżeli w towarzystwie wędkujących znajomych.
Po trzecie, dla mnie najważniejsze możliwość nocnego wędkowania. Uwielbiam widok świetlików jarzących się na szczytówce wędki na tle czarnego nieba. Oczywiście najmilszy jest widok świetlika drgającego i dźwięk dzwonka sygnalizującego branie. A gdy przy świetle latarki uda nam się wyholować rybę na brzeg to jesteśmy w stanie wybaczyć nawet nietoperzom, które w ciemnościach uporczywie uderzają w napiętą żyłkę, podrywając nas na równe nogi z nadzieją, że to było branie.
Nie wszystkie jednak noce obfitują w złowione ryby. Plus? Możemy się spokojnie wyspać. Drugi plus? Przed nami najwspanialsza pora dnia.Świt. Wschód słońca, mgła unosząca się nad wodą, poranne odgłosy budzącej się przyrody. I znów dreszczyk emocji. Zazwyczaj to najlepszy czas na brania. Czy i tak będzie tym razem? Z nadzieją wyglądam na wodzie baniek powietrza wypuszczanych przez żerujące ryby. Po 30 minutach tracę nadzieję. Po raz kolejny przerzucam moje wędki. Jeszcze raz zanęcam. Wreszcie po kolejnych minutach szczytówka wędki ugina się gwałtownie. Zacinam i holuję rybę. Gdy ją odhaczam spławik drugiej wędki zaczyna tańczyć. Ukoronowanie wędkarskiej wyprawy.
Często obserwuję jak wielu wędkarzy zniechęca się po nieudanym dniu połowów. W dzisiejszych czasach, przy dużej presji wędkarskiej, przy stanie naszych wód złowienie choćby jednej ryby może być satysfakcjonujące. Zapewniam was jednak,że czas spędzony nad wodą nawet bez ryb jest o wiele ciekawszy niż dzień spędzony z zatłoczonym pubie lub w domu przed telewizorem. Wypady nad wodę to możliwość obserwacji przyrody, poznawania fauny i flory, a wreszcie odprężenie i spokój jakim można się tutaj napawać.

Pierwsza wyprawa morska

Autorem artykułu jest Jacek Wojciechowski



Poradnik młodego wilka morskiego - czyli jak przygotować sie do wyprawy morskiej na dorsza lub innego drapieżnika.

W tym właśnie miejscu chciałem poświęcić kilka zdań na temat samego wędkarstwa morskiego. Być może myślicie że morska wyprawa jest przeznaczona tylko dla wybranych.
Nic bardziej mylnego - z dnia na dzień Wędkarstwo Morskie cieszy się coraz większą popularnością. Przeżycie wspaniałej przygodny nie jest tylko przeznaczone dla wybitnych doświadczonych morskich wędkarzy lecz dla wszystkich, którzy uważają że wędkarstwo to prawdziwa pasja, której nie jeden z nas potrafi się oddawać godzinami:
Nie będę tu używał terminologii zbyt wyrafinowanej lecz prostym i zwykłym językiem dam Wam kilka rad, które pomogą wam przeżyć wspaniałą przygodę.
Pierwsza ważna sprawa to podjęcie tej niesamowitej decyzji - JADĘ NA RYBY.
To co należy wziąć pod uwagę w pierwszej kolejności to minimum z kim i na jaką jednostkę się wybrać.
Informacje na temat statku oraz dobrego szypra można znaleźć na na naszym FORUM WĘDKARSKIM - www.forum.sklepikwedkarski.pl, czytając opinie na temat najlepszych jednostek na Południowym Bałtyku, bez problemu dowiecie się z kim watro wyruszyć na podbój Bałtyckiego Morza :). Pierwsze co należy zrobić po podjęciu decyzji dotyczącej wyprawy to wybór odpowiedniej jednostki. Nasz SKLEP WĘDKARSKI
w najbliższym czasie będzie oferował możliwość zasięgnięcia opinii na temat szypra i jednostki oraz zarezerwować wolny termin wyprawy. Już teraz można zaopatrzyć się tam w potrzebny, dobrej jakości ale tani sprzęt wędkarski.
Tu ważna informacja -zaklepanie dogodnego terminu nie jest sprawa łatwą ani prostą. Zabukowanie wyjazdu najlepiej zrobić z dużym wyprzedzeniem. Bardzo modne są też rejsy czarterowe czyli takie w których grupa ludzi wynajmuje całą jednostkę co również ma znaczenie w kwestii finansowej - po prostu jest taniej. (tu dodam że na wyżej wymienionym forum można skrzyknąć się w jedną ekipę). Rejsy zorganizowane w zależności od jednostki liczą od 8 do 15 osób. Jeżeli już mamy zaklepany rejs należy pomyśleć o sprzęcie czyli punkt 2.
Wędkarstwo morskie nie ma zbyt dużych wymagań sprzętowych. Wiadomo czym bardziej nowocześniejszy sprzęt tym większy komfort wędkowania.
Wędka - tu mamy duży wybór sprzętu - od tanich szklanych do droższych węglowych. Szklana wędka to wydatek rzędu 45 -65 złotych. Kija węglowego można już kupić od 120 zł w górę do hohohoh:. Wiadomo że sama akcja wędziska szklanego jest dużo gorsza od wędziska węglowego lecz pod względem odporności na puknięcie i zadrapania lepsza jest wędka szklana, jeżeli nabierzesz już wprawy polecam kija węglowego na którego trzeba bardziej uważać aby go nie uszkodzić (niechcący puknąć czy nadepnąć). Jeżeli chodzi o długość wędki szczerze polecam 2.7 metra (ewentualnie 2,4m), Wędki 3 metrowe i 2.10m są moim zdaniem nie zbyt dobrym sprzętem na wędkarskie rejsy.
Ciężar wyrzutu dorszowej wędki szklanej to przeciętnie 200-300 gr. Ja w tej chwili używam kija węglowego o ciężarze 150-220gr., który w pełni spełnia moje oczekiwania.
Kołowrotek - tu również mamy gość duży wybór. Od zwykłych morskich "kolosów" po świetne niezniszczalne multiplikatory. Łowiąc na dużych głębokościach musimy pamiętać o dużych obciążeniach kołowrotka, który powinien nam służyć kilka lat. Dlatego lepiej dołożyć kilka złotych i kupić dobry wzmocniony kołowrotek morski. Ceny najzwyklejszych kołowrotków morskich wąchają się w cenie około 60 -80 zł w górę. Najprostsze multiplikatory można już kupić od około 110-120 zł.
Żyłka czy Plecionka ? - jak zapewne wiecie różnica między żyłką a plecionkę jest bardzo duża. Chodzi o to iż plecionka nie jest rozciągliwa co ma wielkie znaczenie przy łowieniu na dużych głębokościach. Łowiąc na głębokościach 15-25 metrów można stosować żyłkę - ja stawiając pierwsze kroki łowiłem na żyłkę 4,0. Jeżeli chodzi o plecionkę to grubość od 2.0 do 3,5 najlepiej długość od 150 do 300 metrów. Zwróćcie uwagę na różnicę w wytrzymałości żyłki i plecionki dla przykładu żyłka o grubości 4.0 ma wytrzymałość od 12 do 20 kg, natomiast plecionka o grubości 2,5 wytrzyma już ciężar - 20kg. (3.0 - 28 kg).
Pilkery i przywieszki - czyli to co posłuży za przynętę. SPRZĘT WĘDKARSKI w naszym sklepie to między innymi dość duża oferta pilkerów morskich - najbardziej popularnymi pilkerami są różnego rodzaju Parasolki - proste ,wygięte, stukające, srebrne i matowe. Inne rodzaje to Tobiasze i Śledzie. Tak naprawdę wszystkie kształty dozwolone.
Istotną kwestią przy wyborze pilkera jest jego waga. W zależności od głębokości na jakiej będziemy wędkować jak również od panującej pogody najczęściej stosowaną gramaturą jest: 100, 120, 150,180,200,220,250,300.Na naszym Bałtyku optymalnymi (moim zdaniem) ciężarami są Pilkery o ciężkości 120,150,180,200 gr. Poza przynętą główną, część wędkarzy używa również tzw. przywieszek , które również są w ofercie sklepu, (uwaga: cześć wędkarzy uważa że dodatkowe przywieszki odstraszają te największe okazy) Typowe przywieszki to różnokolorowe gumowe twistery i rippery mocowane na jednym zwykle 1-1,5 metrowym kawałku żyłki.
Ja osobiście jestem zwolennikiem robienia swoich własnych zestawów przywieszkowych. Dlaczego dorsz na nie bierze ? - ponieważ imitują one jego naturalne pożywienie - nic prostszego. Jeżeli nie wybierasz się na „wraki” i dodatkowo masz trochę szczęścia i dobrego szypra możesz przez długi czas wracać do domu bez strat sprzętowych.
Na koniec prosta definicja techniki łapania którą nazywamy trolling:
metoda trollingowa, jest właściwie spinningiem, ale zamiast przeciągania wabiącej przynęty w pobliżu przewidywanych stanowisk ryb wypuszcza się ją za burtę na odpowiednio długim odcinku żyłki lub plecionki z przynętą i ciągnie się ze stałą lub zmienną szybkością za środkiem pływającym (czyli w tym przypadku pomaga nam dryf naszego statku). Oto z grubsza cała tajemnica trollingu. (oczywiście każda jednostka wędkarska wyposażona jest w specjalistyczny sprzęt wędkarski - profesjonalne echosondy do namierzania ryb).
W praktyce wygląda to jeszcze prościej choć trzeba się tego nauczyć. Mam nadzieję że przekonacie się sami i będziecie świadkami sytuacji kiedy to dwóch stojących obok siebie wędkarzy będzie miało zupełnie inne wyniki połowowe. Jeden będzie łapał a drugi tylko "mielił" wodę stojąc tuż obok. Teoretycznie na pewno nie będziecie w stanie się wszystkiego nauczyć.
Podsumowując swoje porady dodam jeszcze czego możecie się spodziewać podczas normalnego WĘDKARSKIEGO REJSU MORSKIEGO. Mianowicie standardem stało się to, iż w cenie rejsu jest wliczony ciepły posiłek. Jest to bardzo fajna sprawa. Ciepły Żurek z białą kiełbasą po wyczerpującym holu waszego olbrzyma potrafi postawić na nogi. Oczywiście miałem okazję być na rejsach gdzie w normalnej cenie rejsu były dwa ciepłe posiłki: rano podczas kiedy lodź podąża w pełne morze można zjeść śniadanko (trafiałem raczej na dobrą kiełbaskę na gorąco lub duszoną z cebulką) a podczas powrotu do portu podawany był drugi posiłek - prawie zawsze była to dobra zupka: flaki, żurek, kapuśniak lub gulaszowa.
Jeżeli chodzi o ciepłe napoje typu Kawa, Herbarta to wszędzie macie tego do bólu i w cenie rejsu. Na niektórych jednostkach są również wygodne koja dla wędkarzy - gdzie można poleżeć i przeczekać 1,5 godzinną drogę na łowisko. Chyba w ofercie wszystkich jednostek w cenie rejsu mamy czyszczenie ryb ( bez filetowania - dodatkowo płatne) i co za tym idzie skrzynki na wyjęte zdobycze. Prawie zawsze podczas rejsu (chyba że szyper to nowicjusz) atmosfera jest rewelacyjna. Zaraz po wejściu na pokład spotykamy naszą wędkarska brać - tam zawsze wszyscy są jak jedna rodzina.
To chyba tyle teoretycznych rozważań na temat BAŁTYCKIEGO WĘDKARTWA MORSKIEGO. Teraz czas na Was. Poczytajcie opinie, wybierzcie jednostkę, skrzyknijcie ekipę, skompletujcie sprzęt i w drogę. No koniec moja prywatna drobna rada :
Nie przesadzajcie z alkoholem - wiem że miłe towarzystwo i wspaniała atmosfera sprzyja delektowaniu się naszymi narodowymi trunkami, jednakże może się to skończyć bardzo źle.
Lepiej delektować się wędkowaniem niż z małego bulaju w przerwach kiedy obejmuje się toaletę oglądać jak robią to koledzy.
Możecie mi wierzyć - nic tak nie smakuje jak ciepły, smażony, dobrze przyprawiony dorsz i szklanka dobrego piwa. Teraz, teoretycznie byliście już na rybach - czas na praktykę -
Zapraszam i życzę połamania.
W wielkim wędkarskim szacunkiem
Jonnywalker1

---

SKLEP WĘDKARSKI


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl