środa, 19 października 2011

Dlaczego warto wędkować ?

autor Artur Gałka

W czwartkowe popołudnie zaczynam pierwsze przygotowania. Przegląd sprzętu i wszystkich niezbędnych akcesoriów.Już wtedy ogarnia mnie lekkie podniecenie związane z planowaniem wędkarskiej wyprawy.
W piątek wychodząc z pracy wiem, że zbliża się ta upragniona chwila. Dla mnie weekend już się zaczął, ale kiedy wreszcie zarzucę wędki? Od domu dzieli mnie kilka kilometrów. Po drodze kupuję przynętę i czym prędzej pakuję wszystkie przygotowane wcześniej rzeczy do samochodu.
W miarę zbliżania się do wody coraz więcej pytań zaprząta moje myśli. Czy moje stanowisko będzie wolne? Jaka przynęta sprawdzi się przy dzisiejszej pogodzie? Czy poziom wody obniżył się od ostatniej niedzieli? Czy wziąłem kartę wędkarską?....stop! Jestem na miejscu. Stanowisko jest wolne. Czym prędzej przenoszę sprzęt na brzeg rzeki. Mieszam zanętę, zbroję wędki, zakładam przynęty na haczyki. Daleki wyrzut i świst kija przecinającego powietrze. Wędki starannie ustawiam na podpórkach. Dopiero teraz rozkładam swój wędkarski fotel. Zagłębiając się w nim czuję jak ogarnia mnie spokój i zaczyna się wymarzony czas relaksu. O ile wyciągnięcie ryby na brzeg jest celem każdej wędkarskiej wyprawy, to całą kwintesencją wędkarstwa jest dla mnie właśnie ta jedyna chwila kiedy po zarzuceniu wędek spokojnie siadam w fotelu i oczekując na branie mogę obcować z całą otaczającą mnie przyrodą.
Uwierzcie mi, wędkowanie to nie tylko łowienie ryb. Szum trzcin, świergot ptaków, podpływające kaczki i łabędzie, przepływający pod powierzchnią wody okoń, zaskroniec wygrzewający się na kamieniu, ważka siedząca na szczytówce wędki, ciepłe promienie słońca ogrzewające twarz to tylko niektóre z rzeczy, które można ujrzeć, usłyszeć i poczuć na wodą. I wystarczy 10 minut takiego "odsapnięcia" w otoczeniu przyrody by człowiek mógł zapomnieć o wszystkich kłopotach i stresach po całym tygodniu pracy.
Oczywiście nie zawsze jest ta chwila na odpoczynek. Często przygotowując drugą wędkę widzę, że na pierwszej jest juz branie. Wiem wtedy, że upajanie się przyrodą muszę odłożyć na później. W zamian mam za to dreszczyk emocji związany z zacięciem i holowaniem ryby do brzegu i satysfakcję z jej wyciagniecia.

I jest to ta opcja lepsza. Opcją gorszą jest zastanie zaśmieconego stanowiska wędkarskiego. Niestety na naszych polskich wodach zdarza się to coraz częściej. Wtedy swój wędkarski weekend rozpoczynam od zbierania śmieci pozostawionych przez spacerowiczów i nieokrzesanych miłośników grillowych spotkań nad wodą. Jednak dbanie o przyrodę to także jeden z aspektów wędkarskich eskapad. Skoro prawo i nawyki społeczeństwa pozostawiają wiele do życzenia w tym temacie, to przynajmniej my wędkarze pokażmy iż dbałość o środowisko naturalne leży nam na sercu.
Przejdźmy jednak do rzeczy bardziej przyjemnych. Z wypraw wędkarskich najbardziej lubię te kilkudniowe. Z kilku powodów. Po pierwsze szanse na złowienie taakiej ryby są wieksze.
Po drugie dochodzi cała dość przyjemna otoczka związana z biwakowaniem. Noc spędzona w namiocie lub pod rozgwieżdżonym niebem, szukanie opału i wreszcie spędzenie kilku godzin przy wieczornym ognisku, tym bardziej przyjemne jeżeli w towarzystwie wędkujących znajomych.
Po trzecie, dla mnie najważniejsze możliwość nocnego wędkowania. Uwielbiam widok świetlików jarzących się na szczytówce wędki na tle czarnego nieba. Oczywiście najmilszy jest widok świetlika drgającego i dźwięk dzwonka sygnalizującego branie. A gdy przy świetle latarki uda nam się wyholować rybę na brzeg to jesteśmy w stanie wybaczyć nawet nietoperzom, które w ciemnościach uporczywie uderzają w napiętą żyłkę, podrywając nas na równe nogi z nadzieją, że to było branie.
Nie wszystkie jednak noce obfitują w złowione ryby. Plus? Możemy się spokojnie wyspać. Drugi plus? Przed nami najwspanialsza pora dnia.Świt. Wschód słońca, mgła unosząca się nad wodą, poranne odgłosy budzącej się przyrody. I znów dreszczyk emocji. Zazwyczaj to najlepszy czas na brania. Czy i tak będzie tym razem? Z nadzieją wyglądam na wodzie baniek powietrza wypuszczanych przez żerujące ryby. Po 30 minutach tracę nadzieję. Po raz kolejny przerzucam moje wędki. Jeszcze raz zanęcam. Wreszcie po kolejnych minutach szczytówka wędki ugina się gwałtownie. Zacinam i holuję rybę. Gdy ją odhaczam spławik drugiej wędki zaczyna tańczyć. Ukoronowanie wędkarskiej wyprawy.
Często obserwuję jak wielu wędkarzy zniechęca się po nieudanym dniu połowów. W dzisiejszych czasach, przy dużej presji wędkarskiej, przy stanie naszych wód złowienie choćby jednej ryby może być satysfakcjonujące. Zapewniam was jednak,że czas spędzony nad wodą nawet bez ryb jest o wiele ciekawszy niż dzień spędzony z zatłoczonym pubie lub w domu przed telewizorem. Wypady nad wodę to możliwość obserwacji przyrody, poznawania fauny i flory, a wreszcie odprężenie i spokój jakim można się tutaj napawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz